|
No, z tą jego punktualnością to różnie bywa... Pomijam już tegoroczne zamieszanie wokół terminów, które miały być przesunięte, a nie były - to wina sekretariatu. Ale pierwszego dnia przyszedł rano i powiedział, że około południa wychodzi na konferencję i wróci po dwóch godzinach. Grupa zdających podzieliła się, by nie czekać bez sensu tylu godzin i część osób zdecydowała się przyjść później, ale... Pan doktor uznał, że wtedy już nikt nie przybędzie na egzamin i nie pojawił się popołudniu mimo zapowiedzi. W końcu dzięki pomocy prof. Ligęzy (złoty człowiek!) udało się go ściągnąć do Gołębnika po paru godzinach oczekiwania.
Co do jego kultury osobistej - cóż, ma specyficzny sposób bycia. Mi to lekko nie odpowiada, bo nie lubię lekceważenia, ale akceptuję to, jako że ma do tego pewne prawo: wiadomo, ma dużą wiedzę, a studenci czasami naprawdę potrafią powiedzieć takie durnoty, że zęby bolą. Nie jest może specjalnie arogancki, ale podczas egzaminu bywa, że robi dość niemiłe miny, pełne srogiego powątpiewania, nawet jeśli student w gruncie rzeczy mówi z sensem; błądzi też wzrokiem po sali, czasami dość ostentacyjnie ziewa i w ogóle. Ale w gruncie rzeczy, jeśli jest się na taką sytuację przygotowanym, to nie razi to bardzo - ja spodziewałam się, że będzie gorzej. Za to dobrze odpytuje, wyciąga sporo ze studenta i jeśli się człowiek wsłucha dokładnie w jego pytania (pozornie zupełnie bezsensowne), to może to sporo pomóc i naprowadzić na schowaną gdzieś wiedzę. Nie sprawia wrażenia, jakby bardzo chciał kogoś oblać, raczej przeciwnie, leciały na przykład oceny typu 3-, a nie każdy egzaminator takie stawia, uznając, że jak na pełne 3 studentowi wiedzy zabraknie, to wrzesień wita.
Ogólnie jak zwykle - jak się coś umie, zdać się da. Jak się idzie z brakiem wiedzy zupełnym, to można się rozczarować.
Też bardzo miło wspominam egzamin ze staropolki, mimo że miałam go z prof. Włodarskim.
|
|
|
|